Kolejny sezon ślubny zaczęliśmy późno, bo dopiero pod koniec maja (pandemia, wiadomo), ale od tego czasu jedziemy na pełnej tak intensywnie, że na mieście spotkacie nas znowu dopiero w listopadzie. Po pięknym ślubie Kasi i Kuby w maju przyszedł czerwiec i czas na Paulinę i Patryka. A jak czerwiec to wiadomo, że ślub w plenerze! Było gorąco, żar dosłownie lał się na nas z nieba. Gorąca była też miłość naszej pary i na tym skupiliśmy wszystkie nasze zmysły. Przygotowania, jak i cała impreza odbyła się w kompleksie, na terenie którego odbyła się ceremonia. Ślub natomiast miał miejsce dosłownie kilka kroków od sali weselnej. Było naprawdę pięknie!
Śluby plenerowe są niesamowite, jedyne w swoim rodzaju, niepowtarzalne, na luzie. Są wzruszenia, radość, ekscytacja i łzy szczęścia. I tak właśnie było tam, pośród drzew, na łonie natury. Czas płynął jakby wolniej. Nawet podczas zabawy dało się czuć ten luz i zero spiny. W trakcie tańców porwaliśmy naszą parę na szybki plener nad jezioro i tam dopiero pogoda pokazała swoje prawdziwe oblicze! Słońce chyba nigdy nam nie zaświeciło, jak wtedy. Do dzisiaj zbieramy szczęki z podłogi, kiedy wracamy do tych zdjęć.